XVI Europejski Kongres Gospodarczy

Transform today, change tomorrow. Transformacja dla przyszłości.

7-9 MAJA 2024 • MIĘDZYNARODOWE CENTRUM KONGRESOWE W KATOWICACH

  • 18 dni
  • 20 godz
  • 40 min
  • 54 sek

Bogdan Borusewicz: Europa staje się za ciasna dla polskiego biznesu

Bogdan Borusewicz: Europa staje się za ciasna dla polskiego biznesu
Fot. Adobe Stock/PTWP. Data dodania: 20 września 2022

Widać, że dla polskiego biznesu Europa staje się za ciasna. Szczególnie interesujące są kraje, w których jeszcze nie zainstalowały się międzynarodowe koncerny - mówi marszałek Senatu RP Bogdan Borusewicz w rozmowie z Adamem Sofułem.

Od pewnego czasu modne jest u nas hasło dyplomacji ekonomicznej. Jak to wygląda w przypadku Senatu? Czy w czasie oficjalnych wizyt towarzyszą panu delegacje biznesowe?

- Jeśli tylko jest miejsce w samolocie, przedstawiciele biznesu zawsze w moich delegacjach uczestniczą. To nie jest dla mnie kwestia mody, lecz stała praktyka, którą realizuję od dekady. Już przy mojej pierwszej zagranicznej wizycie jako marszałka Senatu w 2006 r. towarzyszyła mi grupa przedsiębiorców.

Jak pan dobiera skład takiej delegacji?

- To nie moja rola. Przy organizacji wizyt współpracuję z Krajową Izbą Gospodarczą. Jej przedstawiciele wiedzą, jakie firmy mogą być zainteresowane konkretnym rynkiem. KIG jest niejako odpowiedzialna za część biznesową wspomnianych wizyt, aranżuje spotkania z izbami gospodarczymi w odwiedzanych krajach.

Ja staram się ułatwiać udział w oficjalnych spotkaniach w ministerstwach czy z innymi przedstawicielami władz administracyjnych. Dzięki podobnemu dyplomatycznemu wsparciu w zasadzie nie zdarzają się odmowy kontaktów polskich biznesmenów na szczeblu ministerialnym.

Gdy KIG ma spotkania z odpowiednikami, wraz z zapraszającym mnie przewodniczącym Senatu uczestniczymy w nich. To podnosi rangę rozmów i bez wątpienia przyciąga miejscowy biznes. Często zresztą odwiedzam kraje o dużym zaangażowaniu państwa w gospodarkę; biznes respektuje tam nierzadko politykę administracji i takie „polityczne namaszczenie” okazuje się nadzwyczaj istotne.

Gdzie pan przecierał szlaki polskiemu biznesowi?

- Przecieranie drogi... Dobre określenie, bo staram się otwierać drzwi w krajach, gdzie polska obecność była do tej pory znikoma. W kilku przypadkach moja wizyta była pierwszą na tak wysokim szczeblu. Nie są to też najczęściej państwa leżące na utartych szlakach gospodarczych.

Parę przykładów?

- Bardzo ciekawy pozostaje dla nas Oman. Trzy lata temu moja wizyta sprowokowała pierwsze zetknięcie naszych firm z tamtejszymi przedsiębiorcami. To kraj w Polsce niedoceniany. A niesłusznie, bo jest całkiem dobrze rządzony, zasobny i oczekujący na inwestycje. Ów pierwszy kontakt owocował później rewizytami na różnych szczeblach.

Trudno wskazać dosłowne, bezpośrednie przełożenie kontaktów politycznych na konkretne kontrakty i umowy, ale liczby wskazują, że nasze obroty handlowe z Omanem wzrosły z 28 mln dol. w 2011 r. do 77 mln dol. w zeszłym roku. To wciąż nie jest poziom na miarę naszych aspiracji, ale dynamika wzrostu wskazuje, jak polityka ułatwia biznes.

Inny kraj, znacznie biedniejszy, lecz perspektywiczny, bogaty m.in. w surowce mineralne, to Mauretania. Złakniona inwestycji - dość wspomnieć, że to nadmorskie państwo ma 800 km pięknej plaży i ani jednego nadmorskiego hotelu...

A na Dalekim Wschodzie?

- Zachęcałbym również do zwrócenia uwagi na Myanmar, czyli dawną Birmę, gdzie zachodzą, choć niespiesznie, przemiany demokratyczne. Państwo to powoli wychodzi z międzynarodowej izolacji, otwiera się na zagraniczny biznes. Z jednej strony mamy "wyposzczony" przez międzynarodowe embargo, ponad 50-milionowy rynek, z drugiej zaś - bogate złoża surowców (m.in. gazu i kamieni szlachetnych). Myanmar jest zainteresowany kontaktami z Europą, także ze względu na równoważenie rosnącej roli Chin.

Utrzymuję dość intensywne kontakty z Mongolią. Mamy zestaw polskich przedsiębiorstw zainteresowanych i sprzedażą produktów w tym kraju, i inwestycjami (jak np. nasze firmy wydobywcze). W tym azjatyckim państwie panuje bardzo dobry polityczny klimat dla Polski, gdyż rządzą nim obecnie ludzie, z którymi współpracowaliśmy w roku 1990 przy pierwszych wolnych wyborach w ramach wsparcia dla demokratycznej opozycji.

Niekiedy kontrowersje wywołują zagraniczne wojaże parlamentarzystów z bilateralnych grup parlamentarnych. Jaka jest ich rola?

- Na pewno nie są to wyjazdy turystyczne, bo na każdą senacką podróż wydaję jako marszałek zgodę. Zawsze przy tego typu wyjazdach senatorowie dostają zalecenia i sugestie co do programu wizyty. Rolą bilateralnych grup parlamentarnych pozostaje pielęgnowanie zadzierzgniętych wcześniej kontaktów. A przykładowe efekty?

Z ostatniej wizyty w Omanie nasi senatorowie przywieźli wyprzedzającą informację, że tamtejsze ministerstwo rolnictwa zamierza zamówić kilkaset kutrów rybackich i będzie szukać dostawcy. Nie przesądza to oczywiście o kontrakcie, ale stwarza szanse, by o niego w ogóle zabiegać. Co taki kontrakt oznaczałby dla naszych stoczni, nie muszę tłumaczyć.

Oman, Myanmar, Mongolia - dość egzotyczne kierunki...

- Ale atrakcyjne gospodarczo. Gołym okiem widać, że dla polskiego biznesu Europa staje się za ciasna. A z naszego punktu widzenia szczególnie interesujące są kraje, w których jeszcze nie zainstalowały się duże międzynarodowe koncerny.

Dyplomacja ekonomiczna to jednak nie tylko wyjazdy zagraniczne, ale też przyjmowanie delegacji w Polsce. W rozmowach z delegacją mongolskiego Wielkiego Churału uczestniczyli przedstawiciele polskiego biznesu - m.in. z KGHM. Sumując: moją rolą może być przecieranie szlaków, podtrzymywanie kontaktów. To ważne, ale większą rolę na dalszym etapie mają do odegrania służby dyplomatyczne, no i naturalnie sam biznes. Nie załatwiam przecież i nie podpisuję kontraktów.

Afryka?

- Też leży w kręgu naszych zainteresowań. Wymienię tylko niedawną wizytę przewodniczącego Senatu Kenii czy choćby przed paru laty przewodniczącego Senatu Konga Leona Kengo wa Dondo, który w zasadzie nazywał się kiedyś Leon Lubicz. Jest synem Polaka - lekarza w służbie belgijskiej, który jeszcze przed wojną trafił do tego kraju i ożenił się z miejscową pięknością z plemienia Hutu. Lubicz, wykształcony w Belgii, miał wysoką pozycję w czasie rządów Mobutu Sese Seko, a potem wiele lat był przewodniczącym Senatu w tym kraju.

Rozmawiałem z nim m.in. o nieudanej inwestycji KGHM. Wyraził chęć do rozmów w tej kwestii, ale później - mimo sygnału ode mnie - nikt się z nim nie spotkał... Takie sytuacje też się zdarzają.

Mówiliśmy o paru potencjalnie atrakcyjnych, ale odległych rynkach, tymczasem bliższe nas rynki się zamykają. Co dalej z Rosją, z Ukrainą?

- Zamknęła się tylko Rosja.

Ale Ukraina też nie jest obecnie stabilnym miejscem dla biznesu.

- Ten kraj ma przede wszystkim potężne problemy gospodarcze, kłopoty z płatnościami, spadek hrywny. W przypadku Rosji dochodzi czynnik polityczny, ale większy wpływ na handel transgraniczny wywiera w tym przypadku spadek wartości rubla i wzrost kosztów polskich towarów niż embargo, które Rosjanie ustanowili trochę na zasadzie „na złość babci odmrożę sobie uszy”.

Ilustruje to zresztą filozofię działania strony rosyjskiej. Kiedy Unia wprowadzała embargo, to dość finezyjnie - w tych przestrzeniach, które godzą głównie w Rosję. A Rosjanie od razu nastąpili na grabie...

Nie bez znaczenia jest też struktura i sposób działania rosyjskiej gospodarki. Analiza zakupów w małym handlu granicznym wskazuje, że nasi rosyjscy sąsiedzi kupowali właściwie wszystko. Dlaczego? Ano dlatego, że np. parówki polskie były trzy razy tańsze niż rosyjskie. Niewyobrażalne... Praca, „wkład mięsny” - przynajmniej podobne. Może to zatem przejaw kosmicznych marż rosyjskich handlowców i braku konkurencji w rosyjskiej gospodarce.

A mimo to Putin wprowadził embargo.

- To dowodzi, jak emocjonalnym jest człowiekiem, bo z racjonalnością nie ma to wiele wspólnego. Zresztą pojawiły się z Rosji sygnały o chęci zniesienia embarga - na zasadzie „odpuście trochę, to i my odpuścimy”. Rosyjscy ekonomiści widzą, że siła nabywcza ludności dramatycznie spadła ze względu na obniżenie wartości rubla i embargo na żywność, które podwyższyło ceny, a ta stanowi tam przecież podstawowy wydatek dla ludzi.

Utrzymująca się sytuacja jest niebezpieczna, bo Putin musi nadal nakręcać napięcie, by utrzymywać poparcie; prowadzić agresywną politykę, wskazywać wrogów, bo ludzie zaczną zastanawiać się, dlaczego tak naprawdę żyje im się gorzej. Rezerwy finansowe kraju przy tym tempie kurczenia starczą jeszcze na półtora, dwa lata: z 300 mld dol. rezerw w ciągu roku wypłynęło prawie 100 mld... Czas działa na niekorzyść Rosji. A jeśli ropa spadnie o 20-30 dol. po wejściu Iranu na rynek, co najprawdopodobniej w pełnej skali nastąpi w przyszłym roku...

Załamanie rynku rosyjskiego niespecjalnie się przełożyło na polską gospodarkę, choć niektórzy przedsiębiorcy mieli problemy. Co z tym rynkiem w dłuższej perspektywie?

- Nie powinniśmy uznawać rosyjskiego rynku za stracony na dziesięciolecia. Kiedyś sytuacja ulegnie zmianie, ale polskie firmy wyciągnęły ważną naukę i - jak widać po wynikach eksportu - nie poszła ona w las. Nie należy polegać tylko na jednym rynku, a zwłaszcza na takim, gdzie jedną decyzją polityczną można przekreślić zasady wolnego handlu.

Świetnie, że Rosja ssała z naszego rynku masę towarów i wymiana handlowa rosła dynamicznie. Embargo ten proces zahamowało. Ale polskie firmy są bardzo elastyczne. Producenci jabłek znaleźli nowe rynki zbytu, wypromowali nowe produkty, jak cydr. A Rosjanie i tak ciągle jedzą polskie jabłka, choć są one nieco droższe, bo idą drogą okrężną.

Co dalej z Ukrainą?

- Znajduje się dziś w punkcie zwrotnym swej historii. Straciła Krym, ale i Rosja „utraciła” Ukrainę. To już stały wektor. Wszyscy wiedzą, ile wojska i sprzętu Moskwa zaangażowała w konflikt. Jest agresorem. To zmieniło postrzeganie sytuacji w tej części świata.

Ukraina to dziś duże państwo z wielkimi problemami, lecz jestem przekonany, że gdy sytuacja się ustabilizuje, poradzi sobie. Tymczasem widać okres małej stabilizacji, pewnego wyciszenia, choć nie wygaśnięcia konfliktu na wschodzie kraju.

Kontakty handlowe będą stopniowo odbudowywane, ale nie zapominajmy, że kraj ten stracił 20 proc. potencjału gospodarczego - przemysł ciężki i węgiel w regionie ługańsko-donieckim. Ukraina ma też dodatkowy problem, bo jej przemysł ciężki był mocno powiązany z rosyjskim. Z tym że to również kłopot dla przedsiębiorstw rosyjskich.

UE wprawdzie jednostronnie zlikwidowała bariery eksportowe, ale ukraińskie wyroby nie dostosowały się jeszcze do europejskiej jakości. U nas też ten proces trwał ponad dekadę. Ukraina tkwi dziś na początku podobnej do Polski drogi; nasz przykład pokazuje, że to droga realna.

A pierwsze jaskółki poprawy? Warto odnotować chociażby olbrzymi wzrost eksportu rolnego - zwłaszcza zbóż. Zresztą kilka notowanych na warszawskiej giełdzie ukraińskich firm reprezentuje właśnie sektor rolno-spożywczy - to nie przypadek. Dewaluacja hrywny uderza w ludzi, ale zarazem zwiększa możliwości eksportu.

Partnerstwo Wschodnie ma jeszcze rację bytu?

- Polska zainicjowała tę koncepcję, lecz w diametralnie innych warunkach. Rzeczywistość polityczna była powodem odejścia od schematycznych rozwiązań, doszło do mocnego zróżnicowania tej polityki. W tej chwili największa uwaga skierowana jest na Ukrainę; to już podejście indywidualne, rozwijane są kontakty bilateralne z UE.

Na poziomie współpracy proponowanej kiedyś przez Partnerstwo Wschodnie utrzymuje się wciąż Mołdowa i Gruzja. Armenia z tego wariantu w zasadzie wypadła i weszła do systemu wolnego handlu, tworzonego przez Rosję. I Azerbejdżan w podobny sposób się dystansuje.

Niektóre kraje wyraźnie zaś zadeklarowały, że chcą być w sferze wpływów rosyjskich, ale nawet one zaczęły wykazywać pewną samodzielność - jak Kazachstan i przede wszystkim Białoruś, gdzie Łukaszenka dokonuje politycznej ekwilibrystyki.

To też nam stwarza jakieś szanse.

- Białoruś cały czas stanowi dla nas pomost do Rosji, jest ważnym partnerem dla biznesu - zwłaszcza we wschodnich województwach. Przecież nie bez przyczyny Rosjanie mają pretensje o reeksport polskich towarów. Oczywiście takiego reeksportu nie potwierdzam, ale faktem jest jednak, że Białoruś kupuje w Polsce najwięcej mleka...

Rola Polski w odbudowie Ukrainy to...

- Powinniśmy pomagać głównie w tych dziedzinach, które nie są kosztowne, ale dość trudne w realizacji - jak struktury polityczne, walka z korupcją, reformy polityczno-gospodarcze. Pomoc w stworzeniu efektywnego, demokratycznego, wolnego od łapownictwa systemu politycznego i administracyjnego jest co najmniej równie ważna jak wsparcie finansowe. Bo to państwo musi się zreformować wewnętrznie - tak naprawdę samo i na trwałe.

Ukraina potrzebuje modernizacji i inwestycji, ale by były one skuteczne, potrzeba sprawnego systemu wolnorynkowego. Kijów na tę drogę wszedł; często jest bardzo bolesna - jak w przypadku rozpoczętego już podniesienia cen nośników energii. Państwo stosowało dopłaty do gazu, ale dla importerów, którzy sprowadzali to paliwo - np. dla biznesów Dmytro Firtasza. System taki popierała też Rosja (pomagał w utrzymaniu uzależnienia Ukrainy) i rzecz jasna ukraińscy oligarchowie, którzy czerpali z takiego mechanizmu krocie. Reszta też z tego korzystała, bo płaciła tanio za gaz, ale...

Część energii szła „w niebo”, bo nikt nie był zainteresowany racjonalizacją jej zużycia. Ów system ewidentnie obniżał konkurencyjność gospodarki. Obecne zasady rynkowe mogą się jej lepiej przysłużyć niż miliardowe „dotacje”, rujnujące rynek i finanse państwa.

Czy ostatnie wydarzenia, pana zdaniem, przesądziły o europejskim kursie Ukrainy?

- Nie wiem, czy stanie się ona członkiem Unii, bo Rosja zrobi wszystko, żeby temu zapobiec; zapewne użyje też szantażu, grając zajętymi na wschodzie terenami, by wywierać presję na Ukrainę i Brukselę. Ale na pewno Kijów nie wejdzie do unii celnej, którą klecą Rosjanie.

Ukraińcy stale umacniają swą świadomość narodową. Jeszcze kilka lat temu nikt na wschodzie Ukrainy - a tam praktycznie wszyscy mówili po rosyjsku - nie zaprzątał sobie głowy refleksją, czy jest Rosjaninem, czy Ukraińcem... Po agresji to pytanie zaczęło mieć znaczenie. Wielkie znaczenie.

Problematyka handlu i współpracy gospodarczej ze Wschodem to jeden z wiodących tematów II Wschodniego Kongresu Gospodarczego, który już 24 września rozpocznie się w Białymstoku.
×

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU WNP.PL

lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

Podaj poprawny adres e-mail
W związku z bezpłatną subskrypcją zgadzam się na otrzymywanie na podany adres email informacji handlowych.
Informujemy, że dane przekazane w związku z zamówieniem newslettera będą przetwarzane zgodnie z Polityką Prywatności PTWP Online Sp. z o.o.

Usługa zostanie uruchomiania po kliknięciu w link aktywacyjny przesłany na podany adres email.

W każdej chwili możesz zrezygnować z otrzymywania newslettera i innych informacji.
Musisz zaznaczyć wymaganą zgodę

KOMENTARZE (0)

Do artykułu: Bogdan Borusewicz: Europa staje się za ciasna dla polskiego biznesu

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!