Spółki chińskie chcą zainwestować w regionie Europy Środkowo-Wschodniej 5 mld dolarów - poinformował we wtorek w Suzhou chiński premier Li Keqiang.
Zgodnie z imperialną tradycją wielki projekt inwestycyjny Chin określany jest jako nowy Jedwabny Szlak, który sięgał niegdyś od Państwa Środka aż po Italię. Polska i inne kraje Europy Wschodniej zabiegają w Pekinie o inwestycje i technologie, które w ramach tego planu Chiny chcą zaoferować partnerom.
"Sądząc po nominalnej wartości" planowanych przez Pekin inwestycji to największy "projekt ekonomicznej dyplomacji od czasów amerykańskiego programu Marshalla na rzecz powojennej odbudowy Europy" - pisze "Financial Times".
Tak jak plan Marshalla, rozmach nowego Jedwabnego Szlaku ma też wymiar polityczny. Chiny wykorzystają go, by utwierdzić swoją pozycję. Podpisując umowy z państwami bardzo szeroko przez nich rozumianej Europy Środkowej i Wschodniej, przymierzają się "do kształtowania geopolityki regionu". "W przypadku Chin wątpić bowiem należy, czy ambicje te mają wyłącznie wymiar gospodarczy" - wyjaśnia amerykański magazyn "Forbes".
W Europie Wschodniej dla Chińczyków atrakcyjne są niskie podatki, możliwość importowania z niej produktów rolnych, rynek zbytu, czy wreszcie wykształcona siła robocza, która otrzymuje wynagrodzenia stanowiące jedną piątą pensji niemieckich - pisze "FT". Toteż Pekin traktuje szanse na zacieśnienie współpracy z tym regionem bardzo poważnie: w 2012 roku ustanowiono tam Stały Sekretariat przy MSZ odpowiedzialny za kontakty w ramach formatu "16+1".
Grupa 16 państw obejmuje Estonię, Łotwę, Litwę, Polskę, Czechy, Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Słowenię, Chorwację, Serbię, Bośnię i Hercegowinę, Czarnogórę, Albanię i Macedonię. Kraje te, to jednocześnie dla "chińskich analityków w pierwszym rzędzie swoiste przedpole Unii Europejskiej, obszar jej wpływów politycznych i gospodarczych" - napisał w kwietniu specjalista z Ośrodka Studiów Wschodniej Marcin Kaczmarski w raporcie "Chiny - Europa Środkowo-Wschodnia: +16+1+ widziane z Pekinu".
Dla wielu ekspertów inwestycje Pekinu w Europie, zarówno wschodniej jak i zachodniej, są wyrazem pragnienia, "by ustanowić szerszą strefę wpływów" - napisał "FT". Ale też opinie ekspertów różnią się bardzo w zależności od kraju ich pochodzenia. Dla Brytyjczyków współpraca z Chinami to - między innymi - szansa na potwierdzenie pozycji Londynu jako jednego z najważniejszych centrów finansowych świata. Dla zadłużonej i kulejącej gospodarki Włoch - nadzieja na inwestycje, które wyciągną ją z tarapatów. Do tych krajów kierowane są zresztą największe chińskie kapitały. Ale dla Ameryki wielkie chińskie inwestycje w Europie to gra o wpływy i podważanie sojuszy Waszyngtonu.
Według ubiegłorocznego raportu najważniejszego think tanku ekonomicznego - brukselskiego Bruegla - "Chiny zręcznie wykorzystują okazje do dobrych inwestycji, jakie stworzył kryzys w UE i koncentrują się na krajach szczególnie dotkniętych stagnacją".
Bloomberg przypomina, że Chińczycy kupili już takie "blue chipy" jak szwedzkie Volvo, duże udziały we francuskim kolosie motoryzacyjnym Peugot-Citroen, francuski dom mody Sonia Rykiel, port Pireus w Grecji, sieć restauracji Pizza Express w Wielkiej Brytanii, czy wreszcie włoskiego producenta opon Pirelli. Na Zachodzie Europy koncentrują się na strategicznych zakupach pozwalających im nabyć know-how, wartościowe marki, zaawansowane technologie, innowacyjne rozwiązania i udział w rynku.
Strategia Pekinu wobec Europy Środkowo-Wschodniej(EŚW) jest inna: "Region jest uznawany za dobry przyczółek do ekspansji w Europie Zachodniej oraz miejsce lokowania inwestycji nastawionych na rynek unijny. EŚW jest przy tym "poligonem doświadczalnym" i "tylnymi drzwiami" dla chińskich inwestycji w UE. Format "16+1" miał zapewnić stworzenie korzystnych warunków dla chińskich inwestycji w regionie, w domyśle nawet ułatwić obejście unijnych reguł" - głosi raport OSW.
Kolejnym motywem politycznym dla podjęcia współpracy w formacie 16+1 jest nadzieja, że "państwa regionu mogłyby stać się swego rodzaju +lobbystami+ chińskich interesów w poszczególnych instytucjach i na forach unijnych" - wyjaśnia dalej Kaczmarski.
Nic dziwnego, że USA patrzą na taką politykę Chin z niepokojem. "Ich wpływy w Europie Wschodniej umocnią się kosztem Rosji, ale również Zachodu" - ostrzega "Forbes".
Ameryka, dla której Chiny są coraz groźniejszym rywalem, niechętnie patrzy nie tylko na rosnące wpływy Chin w Europie, ale też na grę Pekinu, obliczoną - jej zdaniem - na rozbijanie jedności UE. "We wschodnich krajach UE rosną urazy, powodowane postrzeganiem stanowiska Brukseli, która w ich odczuciu traktuje je jako młodszych partnerów" w obrębie Unii. Toteż "wrażenie, że Chiny są troskliwie zainteresowane (tymi krajami) rekompensuje im odczucie, że są one marginalizowane przez UE" - komentuje "Forbes".
Inny amerykański magazyn "The Globalist" pisze, że USA postrzegają strategię Chin wobec Europy po prostu jako blokowanie wpływów Waszyngtonu. Z drugiej strony Pekin, który wciąż potrzebuje innowacji płynących z Europy Zachodniej i USA, tworzy w Europie Wschodniej przyczółek do ekspansji, tym bezpieczniejszy, że "kraje tego regionu nie mogą konkurować z Chinami", a jednocześnie pilnie potrzebują inwestycji w infrastrukturę i energetykę - konstatuje "The Globalist".
Jednak ekspansji Chin trudno się będzie oprzeć. Gdy w październiku Wielka Brytania przyjęła z wielką pompą chińskiego przywódcę Xi Jinpinga premier David Cameron ściągnął na siebie krytykę USA za niezbyt lojalne wobec najważniejszego sojusznika zacieśnianie więzów z Pekinem. Jak jednak skomentowało BBC, "może Chiny są dopiero drugą, po USA, globalną potęgą gospodarczą, ale za to mają więcej pieniędzy niż jakikolwiek kraj na świecie".