Jeżeli bezrobotny nie chce się szkolić ani podjąć pracy, może stracić prawo do bezpłatnej opieki zdrowotnej. Na osłodę Ministerstwo Pracy zapowiada wyższe zasiłki - informuje "Gazeta Wyborcza".
Mimo to przedsiębiorcy mają kłopoty z pozyskaniem pracowników. Wiele osób rejestruje się w urzędach pracy tylko po to, by państwo opłacało za nich składki zdrowotne. Jednocześnie pracują na czarno. W tegorocznym budżecie na same składki dla bezrobotnych przeznaczono ok. 500 mln zł.
Dlatego Ministerstwo Pracy chce zmienić ustawę o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Na razie powstały założenia do nowelizacji, a cały projekt ma być gotowy w maju lub czerwcu. Zmiany mogą być rewolucyjne - czytamy w "Gazecie".
Jedna z wersji zakłada, że bezrobotni z chwilą zarejestrowania się muszą wraz z pracownikiem urzędu pracy napisać plan wyjścia z bezrobocia. Taki obowiązek nałoży na nich urząd pracy i będzie pilnował realizacji tego "indywidualnego planu działania" (IPD).
Wariant łagodniejszy zakłada, że osoba bez pracy przez sześć miesięcy samodzielnie będzie szukać zajęcia. I dopiero po pół roku weźmie się do niej urząd pracy i każe pisać plan działań.
Wersja najkorzystniejsza dla bezrobotnych zakłada z kolei, że z chwilą gdy osoba bez pracy straci prawo do statusu bezrobotnego, ciężar zapewnienia jej bezpłatnej opieki społecznej spada na gminę bądź pomoc społeczną - wylicza "Gazeta".
Minister pracy Jolanta Fedak zapowiadała, że trzeba objąć zasiłkiem dla bezrobotnych także osoby, które są zatrudnione w branżach sezonowych, m.in. w budownictwie, rolnictwie, drogownictwie. Możliwe byłoby przyznanie zasiłku takim osobom po dziewięciu, a nie dopiero po 12 miesiącach pracy. Minister Fedak chciałaby też podwyższyć zasiłki i wydłużyć okres ich wypłacania do roku.