Branża sadownicza jest szczególnie dotknięta rosyjskim embargiem. My się częściowo od rynku rosyjskiego uzależniliśmy, ale to wcale nie był błąd. Tuż przy granicy mieliśmy ogromnego partnera, który coraz więcej kupował i coraz więcej płacił za polskie produkty rolne-spożywcze. Byłoby grzechem i naiwnością czy nawet zdradą stanu, gdybyśmy tego nie wykorzystali - mówił podczas Wschodniego Kongresu Gospodarczego (WKG) w Białymstoku Mirosław Maliszewski, prezes związku Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej.
Rosyjski import jabłek wzrósł w ciągu 10 lat z 300 tys. ton do 1,3 mln ton, w tym 1 mln ton Rosja importowała z Polski. - My to wykorzystaliśmy, zakładaliśmy sady pod rynek rosyjski. Gdzie my mogliśmy wówczas szukać takiego innego rynku, nie było i nie ma takiego rynku jak Rosja, Chiny tego nie zastąpią. Mówi się o dostępności rynku chińskiego, ale żeby zbudować ten rynek od podstaw potrzeba wielu lat - mówił podczas WKG Mirosław Maliszewski.
Rosja była dla nas poważnym partnerem gospodarczym, polski udział w eksporcie do Rosji w niektórych produktach sięgał nawet 80 proc. - Nie jesteśmy szybko zamienić tego rynku na jakiś inny, bo nie da się posadzić sadu i za rok mieć jabłka, które zechce zjeść Ameryka czy Chińczycy i Arabowie. Sad się sadzi na lat 10-20. To jest długotrwały proces, na to muszą się znaleźć środki pomocowe i programy promocyjne - dodał poseł.
Kolejnym dylematem jest to jak 1 mln ton jabłek zawieźć na drugi koniec świata. W najlepszych okresach z Polski wyjeżdżało 300-400 tirów jabłek dziennie. - Jak to zawieźć do Chin? Czym? O takich problemach dzisiaj musimy mówić - alarmował Mirosław Maliszewski.
Jego zdaniem skutki rosyjskiego embarga nie tylko odczuwamy dzisiaj ale będziemy odczuwali jeszcze długo i marzeniem wszystkich, którzy się parają sektorem rolniczym, jest aby się ono jak najszybciej skończyło.
Maliszewski twierdzi, że należałoby wrócić do rozmów handlowych z Rosją, bo byłoby to korzystne dla polskiego rolnictwa. - Trzeba odłożyć politykę na dalszy plan – co jest karkołomnym zadaniem - dodał Maliszewski.
Rosjanie nie śpią i realizują własną politykę. - Rosną tam ceny wszystkich produktów żywnościowych, co napędza u nich inwestycje i koniunkturę. Jeśli embargo będzie trwało jeszcze parę lat, a następnie zostanie zniesione, to już będzie inny rynek, obudzimy się w innej rzeczywistości. Wówczas Rosjanie będą w wielu produktach samodzielni. Już dzisiaj biznes rosyjski, który dotąd zajmował się importem, inwestuje w rolnictwo i przetwórstwo - dodał Mirosław Maliszewski.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Każdy dzień embarga Rosji to duża strata dla polskiego sektora rolniczego