Pracownicy łódzkiej spółki Hanpol Electronics, której koreański właściciel zniknął i nie wypłacił im wynagrodzeń, sami będą rozwiązywać umowy z winy pracodawcy. Według nich to jedyna obecnie szansa, żeby uwolnić się od nieuczciwego przedsiębiorcy. Taki tryb zwolnień oznacza jednak, że nie dostaną odpraw ani pieniędzy za zaległe urlopy.
"Postanowiliśmy się zwolnić z tego artykułu, ponieważ wszystkie sądy odrzuciły nasze wnioski, żeby nas zwolnić lub ustanowić kuratora. Nie mamy już wyjścia. To już jedyna szansa, żeby w końcu uwolnić się i uzyskać od sądu zastępcze świadectwa pracy i zaległe wynagrodzenia wypłacona z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń" - powiedziała PAP jedna z pracownic spółki Emilia Dobiech.
Podkreśliła, że jest to tryb niekorzystny dla pracowników, ponieważ nie otrzymają żadnych odszkodowań ani pieniędzy za zaległe urlopy. "Nie mamy już jednak wyjścia, bo jesteśmy bez środków do życia" - przyznała Dobiech.
Na początku stycznia pracownicy spółki złożyli do Prokuratury Łódź-Górna doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez właściciela spółki i zwrócili się o zabezpieczenie dokumentacji firmy.
Koreański właściciel firmy, która produkowała podzespoły dla koncernu Daewoo, wyprzedał majątek, wyjechał z Polski, ale nie rozwiązał z pracownikami umów o pracę.
55 pracowników nie otrzymało wynagrodzeń za grudzień, a 38 z nich także za styczeń i luty (pozostałym w grudniu skończyły się umowy). W związku z nieobecnością właściciela pracownicy nie mogą złożyć wypowiedzeń, ani otrzymać świadectw pracy. Nie mogli więc zarejestrować się jako osoby bezrobotne, ani szukać nowej pracy.
Załoga powołała komitet protestacyjny. Przez kilka dni kilkanaście osób okupowało pomieszczenia biurowe, pilnując dokumentacji spółki. Po interwencji wojewody łódzkiego prokuratura wystąpiła o ustanowienie kuratora dla zakładu. Sądy obu instancji odmówiły jednak; uznały, że koreański właściciel firmy nie utracił zdolności do zarządzania nią i nadal reprezentuje jej interesy. Sąd pracy odrzucił także pozwy o rozwiązanie umów i wydanie zastępczych świadectw pracy.
Pracownicy podkreślają, że "przez ostatnie miesiące wegetują, żyją za pożyczane pieniądze i na garnuszku u rodziny". Część pracowników otrzymała jednorazową zapomogę (200-300 zł) z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Niektóre osoby popadły w depresję.
Jak przyznają, rozwiązanie przez nich umów to dla nich ostatnia deska ratunku i szansa na uzyskanie zastępczych świadectw pracy. Choć - jak mówią - ze względu na długie procedury na zaległe wypłaty prawdopodobnie poczekają jeszcze kilka miesięcy.