Skomentuj 
Podziel się!
Udostępnij
Twittnij
Wyślij
Drukuj
Białoruska gospodarka oczekuje inwestorów zagranicznych, gotowych wziąć także udział w prywatyzacji zakładów państwowych. Stwarza im bardzo dobre warunki i preferencje, jeżeli wytwarzają wyroby na eksport. Choć polskich inwestorów jest sporo u nas, to lokują się w drugiej dziesiątce pod względem wartości BIZ - mówi Igor Sekreta, radca minister ds. handlu ambasady Republiki Białorusi w RP.
- Od kilku lat jest ona dość stabilna, co nie oznacza, że nie możemy sobie stawiać większych wymagań. Jak na kraje sąsiedzkie, każdy z dużym potencjałem gospodarczym i rynków wewnętrznych, sam rozmiar wymiany towarowej, wynoszący ok. 3 mld dolarów według danych polskich (a naszych, uwzględniających wymianę przygraniczną 3,5 mld USD), nie wydaje się nadmiernie duży.
Choć z drugiej strony, 10 lat temu życzyliśmy sobie, aby przekroczyć poziom obrotów 1 mld USD.
Czy sprawy natury politycznej utrudniają, czy są neutralne dla relacji gospodarczych obu krajów?
- Kontakty polityczne na wyższym szczeblu, wzajemne wizyty i ogólnie - dialog polityczny, usprawniają niewątpliwie współpracę gospodarczą. Tworzą ramy, może nie tyle bezpośrednio dla biznesu, co dla wielu instytucji w jego otoczeniu, np. banków.
Ale na obecnym etapie rozbieżności w sprawach politycznych nie przeszkadza we współpracy gospodarczej. Co istotne dialog jest prowadzony, wznowiliśmy konsultacje obu MSZ, odbyło się kilka wizyt na poziomie wicepremierów, którzy odpowiadają za gospodarkę. Pracę wznowiła międzyrządowa komisja ekonomiczna na poziomie wicepremierów.
Co przeszkadza?
- W pełnowymiarowej współpracy w takim znaczeniu, jaką ma Polska z krajami innymi UE, to, że w Polsce dominuje sektor prywatny, a na Białorusi - państwowy. Pomimo ponad 25 lat naszej samodzielności, ponad 60 proc. PKB nadal generują przedsiębiorstwa publiczne.
Ale Białoruś informuje, że jest rynkową gospodarką.
- Tak, mamy otwartą gospodarkę, niedoktrynalną, nie uciekamy np. od prywatyzacji. Nie ma tabu i świętych krów, aby zmienić strukturę właścicielską. Zajmują się tym dwie instytucje.
Agencja ds. Inwestycji i Prywatyzacji prowadzi 10 pilotażowych projektów, zapewniając też usługę "after care" inwestorom oraz Państwowy Komitet ds. Majątku Państwowego, który zajmuje się prywatyzacją wszystkich zakładów, niezależnie od liczby zatrudnionych, wymiaru, wielkości.
Ale…?
- Wszystko można sprywatyzować, ale - jak mówi nasz prezydent - ma to swoją cenę. Nie zgodzimy się na wyprzedaż poniżej określonej wartości. A wycenę aktywów zlecamy nie instytucjom białoruskim, lecz specjalistycznym agencjom zagranicznym.
Polscy inwestorzy są już na Białorusi?
- Mamy ponad 350 zarejestrowanych spółek z polskim kapitałem. Tylko w 2014 roku przetransferowały one na Białoruś 157,6 mln dolarów, w tym w postaci bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ) – za 144 mln dolarów. Skumulowana kwota BIZ przekroczyła 1 mld USD.
W Polsce jest natomiast 17 podmiotów, które reprezentują firmy białoruskie.
Według polskich danych, inwestorów z Polski było kiedyś więcej.
- Tak, ich liczba nieco spadła.
Jak Pan to tłumaczy - tak jak spadku eksportu Polski na Białoruś, dewaluacją rubla, czy uszczelnieniem granic Rosji na reeksport?
- Ogólnie, to pogorszenie sytuacji na rynku rosyjskim i wzajemne sankcje rosyjsko-unijne. Rosja była nie tylko dla nas strategicznym rynkiem, ale i dla Polski w produktach rolno-spożywczych. Trafiały one w dużej części poprzez nasze zakłady przetwórstwa mięsnego oraz warzyw i owoców.
Ale mięsa z Polski nie importuje od roku także z tego powodu, że obowiązuje zakaz, ze względu wykrycie ognisk choroby afrykańskiego pomoru świń w Polsce.
Aczkolwiek pierwsze zarażone trzy dziki przywędrowały z Białorusi.
- Nie miały nadajników GPS. Możemy tylko zakładać, że mamy do czynienia z ich migracją do nas ze wschodu, my nie hodujemy zarazków w laboratorium. Przypomnę, że gdy na Białorusi po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z tą chorobą, to wycięliśmy ponad 30 proc. stad w kraju. Nadal odczuwamy skutki tego.
Inwestorzy mogą czuć się bezpieczni na Białorusi?
- Oczywiście, szczególnie że sześć wolnych stref ekonomicznych oferuje szczególne warunki dla inwestorów zagranicznych.
Najwięcej zarobić może ten, kto zainwestuje w tworzenie przedsiębiorstwa lub linii produkcyjnej, wytwarzającej wyroby na eksport. Niezależnie, czy to green field, przejęcie, kwota inwestycji. Nie ma też kwoty eksportu lub poziomu w łącznej sprzedaży. A przypomnę, że dużo eksportujemy do krajów Unii Euroazjatyckiej.
Na terytorium wolnych stref są ulgi w postaci wwozu sprzętu, maszyn i urządzeń, a uzyskać wkład białoruski w postaci ziemi lub nieruchomości. Wtedy surowiec, z którego robi produkcję, jest też zwolniony z cła.
Polskie firmy nie są jednak w szpicy inwestorów?
- Obecnie najważniejszym inwestorem jest Rosja. Ale w czołówce - co dziwi naszych partnerów z Polski, zajmujących 11 miejsce pod względem BIZ - są też inwestorzy z krajów, które stosują sankcje wobec Białorusi, wprowadzone po wyborach prezydenckich w 2010 roku. Bo rozumieją, że z Białorusią można dobrze współpracować i dobrze zarobić. Polska też przyłączyła się do sankcji UE wobec nas, ale podchodzi chyba bardziej "dogmatycznie".
Odczuwacie te sankcje?
- Sankcje obejmują dwie listy zakazu wjazdu do krajów je stosujących: wobec osób, na czele z prezydentem oraz wobec przedsiębiorstw. Ale gdy potrzeba amerykańskim firmom wydobywającym gaz łupkowy rur bezszwowych, to bez sentymentów kupują 80 proc. naszej produkcji.
Patrz też: Asymetryczna infrastruktura odpraw na wschodniej granicy?
Tematyka rozwoju Polski Wschodniej i współpracy gospodarczej ze Wschodem wypełni program Wschodniego Kongresu Gospodarczego (24-25.09, Białystok).
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Polska dopiero 11. inwestorem na Białorusi