Jedną z przyczyn pamiętnego kryzysu w realizacji inwestycji infrastrukturalnych w Polsce był brak dialogu administracji z branżą - i to nie tylko z wykonawcami umów, ale i producentami czy dostawcami materiałów budowlanych. Sporo się od tego czasu zmieniło - ocenia minister infrastruktury Andrzej Adamczyk - i wskazuje dlaczego.
Można się spodziewać, że w przyszłości - czyli w następnej perspektywie budżetowej - Polska otrzyma z Unii Europejskiej o wiele mniej pieniędzy, w tym na inwestycje infrastrukturalne. Rząd uspokaja, że katastrofy nie będzie. Czy aby nie w myśl zasady ‘ducha nie gaście’?
- Jestem optymistą - i to nie dlatego, że reprezentuję rząd, który twierdzi, że kryzys nam nie grozi, ale dlatego, że moje przekonanie wynoszę z rozmów w Komisji Europejskiej i z moimi kolegami z innych unijnych państw - ministrami transportu odpowiedzialnymi za duże inwestycje infrastrukturalne - deklaruje minister Andrzej Adamczyk. I ma nadzieję, że w przyszłości infrastrukturalne przedsięwzięcia będą realizowane co najmniej z takim rozmachem, jak do tej pory.
Zaznacza przy tym, że między innymi dlatego niezmiernie ważne jest, by do nowych zadań dostosować Prawo zamówień publicznych - uczynić je tak elastycznym, by eliminować, uśmierzać rysujące się w procesie inwestycyjnym zagrożenia. Jesteśmy tu na dobrej drodze - uważa.
- Firma Astaldi zeszła z budowy wielkiego projektu kolejowego 2 października 2018 roku – mam tu na myśli fragment linii nr 7 Warszawa-Lublin. Na początku kwietnia zawarliśmy kolejną umowę na realizację tej inwestycji przez innego generalnego wykonawcę, który został wyłoniony zgodnie ze wszystkim zasadami. Minęło tylko 6 miesięcy i budowa jest kontynuowana - dzięki elastycznym zapisom i wypracowanym wcześniej mechanizmom - zaznacza minister.
I podkreśla, że zobowiązania Astaldi przejęły PKP PLK i zrealizowały je niemal w pełni (140 mln zł), co zapobiegło poważnym kłopotom mniejszych firm. To widomy znak, że turbulencjom można skutecznie przeciwdziałać.
Zobacz także: Via Carpatia coraz bliżej