×

Subskrybuj newsletter
pulshr.pl

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Podaj poprawny adres e-mail
  • Musisz zaznaczyć to pole

Grzegorz Lamot, Globetek: Rynek pracownika w budownictwie to mit

Przez brak inżynierów z odpowiednimi uprawnieniami zagrożone są inwestycje nie tylko w budownictwie, ale także w gazownictwie, branży kolejowej czy elektroenergetyce. Specjaliści za swoją pracę, wiedzę i doświadczenie żądają od pracodawcy średnio o 20 proc. więcej niż ci mogą im płacić.

Grzegorz Lamot, Globetek: Rynek pracownika w budownictwie to mit
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 23 września 2022
  • O wyzwaniach na rynku rekrutacji inżynierów i specjalistów rozmawiamy z Grzegorzem Lamotem z Globetek Engineering Resource. 
  • To międzynarodowa agencja rekrutacyjna wyspecjalizowana w usługach dla przedsiębiorstw sektora przemysłowego. Specjalistów rekrutuje od ponad 10 lat. Dziś średnio 40 osób na miesiąc. 
  • Ile dziś trzeba czekać na dobrego inżyniera? - Nieraz w ogóle się go nie doczekamy - nie pozostawia złudzeń nasz rozmówca. 

Ile dzisiaj chcą zarabiać inżynierowie?

Średnio o 20 procent więcej niż może zapłacić pracodawca. Załóżmy, że jeśli jeszcze kilka lat temu kierownik budowy w budownictwie przemysłowym zarabiał 11-12 tysięcy brutto, to dziś na starcie mówi o 14-15 tysiącach złotych. Problem w tym, że budżety pracodawców nie rosną w takim samym tempie jak oczekiwania płacowe potencjalnych pracowników.

Czym pokrywa się te rozbieżności?

Pomysły są różne. Czasem wystarczą ciekawe benefity, które pomogą dobić do tej granicy.

Jest górna granica, jaką za swoją pracę, wiedzę i doświadczenie będą żądali specjaliści?

Nie ma. W przypadku, gdy projekt jest w zaawansowanej fazie, a firmie brakuje inspektora z konkretnymi uprawieniami, jakie w Polsce ma 5 czy 10 osób, to taki fachowiec może zażyczyć sobie 100 procent więcej niż do tej pory zarabiał. Teoretycznie firmie będzie się dużo bardziej opłacało zapłacić niż położyć całą inwestycję czy płacić karę za opóźnienia.

Podkupowanie pracowników jest dużym problemem?

Jeśli mówimy wyłącznie o procesie, który polega na kontaktowaniu pracowników z przedstawicielami konkurencji, to owszem, jest to spory problem. Natomiast jeśli mówimy o pełnym procesie, zakończonym zmianą pracodawcy, to nie. Bardzo często pracodawcy dają kontroferty pracownikom. Ten, który próbuje podkupić pracownika, nie jest w stanie sprostać nowej kwocie.

Czytaj więcej: Inżynier w spódnicy. Firmy dostrzegły potencjał kobiet

Zwrócę tu uwagę na inną kwestię – zastanówmy się, czy takie zachowanie pracownika jest właściwe. Mam wrażenie, że kontroferta jest rysą na relacjach pracodawca-pracownik, która prędzej czy później doprowadzi do rozstania się.

Dlaczego?

Pracownik w ten sposób nadweręża zaufanie do siebie. Nagle przychodzi z informacją, że odchodzi. W tym momencie pracodawca musi improwizować, proponować od ręki wyższą kwotę, żeby został. Takie zachowanie pozostawia niesmak. Dla kandydata taka sytuacja też daje niemiły przekaz. Zastanawia się, dlaczego wcześniej pracodawca nie pomyślał, aby wyróżnić go podwyżką za dobrze wykonywane obowiązki.

A jeżeli będzie na tyle uczciwy, że nim położy na stół wypowiedzenie, przyjdzie na rozmowę i powie, jak wygląda sytuacja, zapyta o możliwą podwyżkę? Nie jest to uczciwe podejście?

Oczywiście, że uczciwe, ale nie zmienia to faktu, że niesmak pozostanie. Zaufanie i tak ucierpi. To sygnał, że gdzieś za kulisami pracownik toczy rozmowy. U pracodawcy pojawia się wątpliwość, że skoro raz już pomyślał o zmianie pracy, zrobi to znów. Nie warto inwestować w człowieka, który nie do końca poważnie patrzy na przyszłość w firmie. Pamiętajmy o tym, że granica zaufania jest wyjątkowo cienka.

Czy w Polsce istnieje rynek pracownika?

Chcę obalić ten mit w kontekście zatrudnienia w budownictwie. Rynek pracownika istniałby wtedy, gdyby pracownicy skutecznie dyktowaliby warunki zatrudnienia. Tymczasem rosną oczekiwania finansowe pracowników, ale nie idzie za tym wzrost oferowanych wynagrodzeń po stronie pracodawców, między innymi z powodu rosnących kosztów zatrudnienia i niskich marż projektowych.

Dziś pracodawcy nie szafują tak wysokością wynagrodzeń jak przy poprzednim boomie budowlanym. Do tego pamiętajmy, że bardzo trudno zmienić zapisy umowy z inwestorem. Zaś jakakolwiek zmiana w kwestii wynagrodzeń wymagałaby tego, bo wymagałaby podwyższenia kosztów projektu.

Inwestycje w Polsce są zagrożone?

Jak najbardziej. Patrząc tylko na branżę budowlaną, jest wiele projektów, które ze względu na brak pracowników i ich wygórowane oczekiwania finansowe mogą się nie rozpocząć lub nie zakończyć. Najlepszy przykład to zamieszanie wokół budowy tunelu w Świnoujściu.

Czytaj więcej: Ile zarabia inżynier lub technolog produkcji, ile kierownik ds. procesu produkcji, a ile dyrektor?

Innym wyrazistym przykładem są kontrakty kolejowe, gdzie inwestorzy postawili niebotyczne wymagania odnośnie doświadczenia kandydatów. Oczekują, aby kandydaci do pracy mieli doświadczenie na przestrzeni ostatnich 3 czy 5 lat w realizacji dużych inwestycji kolejowych. Problem polega na tym, że właśnie rozpoczął się na nie boom. Przez ostatnie 20 lat na polskich torach nic wielkiego się nie robiło. Więc gdzie mieli to doświadczenie zdobywać? Osób spełniających wszystkie kryteria na rynku jest bardzo mało. Zazwyczaj mają już dobrze płatną pracę.

Najnowszy raport KPMG pokazuje, że 40 proc. firm ma problemy z rekrutacją specjalistów. Potwierdzi pan te dane?

Uważam, że w branży budowlanej i produkcyjnej procent ten jest jeszcze wyższy. Nie ma projektów, na które można dostarczyć ludzi bez walki. Każde ze zleceń wymaga od nas dokładnego przeszukania rynku. Co gorsza, to nie zawsze kończy się sukcesem. Nawet jeśli ktoś zna branżę i ma kontakty, to nie ma pewności, że uda mu się zrekrutować odpowiednich pracowników.
Po prostu, nie ma ich fizycznie. Zwłaszcza że często klienci oczekują, że taka osoba będzie dostępna od zaraz, chętna do wyjazdu do pracy na drugi koniec Polski, do tego zgodzi się przyjąć warunki, nieco niższe, niż oczekuje.

Jak sprowadzacie swoich klientów na ziemię? Jak reagują, kiedy słyszą, że nie da się znaleźć specjalisty na już?

Reakcje są bardzo różne. Jedni biorą te uwagi do siebie i część wymagań - tych, które można - starają się zmienić. Natomiast części nie udaje się obejść czy przeskoczyć. Jeśli SIWZ na projekcie budowlanym przewidują, że inżynier musi na przykład ukończyć dwa projekty o wartości min. 200 mln zł każdy, to kandydaci, którzy nie spełniają tych wymagań, mimo swojego bogatego doświadczenia i wiedzy, nie zostaną zaakceptowani.

Rozumiem, że błędy popełniają obydwie strony. Jedni chcą za dużo pieniędzy. Drudzy oczekują za dużo od pracowników?

Zdecydowanie. Sytuacja jest patowa. Nie wiem, jak wykonawcy będą sobie radzić w przyszłości.

Ile czasu potrzeba, by znaleźć dobrego inżyniera?

Ciężko powiedzieć. Przy dobrych wiatrach trzeba czekać na niego do końca projektu, w którym akurat uczestniczy. Może być to kilka miesięcy, czasem kilka lat. Nieraz nigdy się nie doczekamy.

fot.globetek.pl
fot.globetek.pl

Jakie branże najbardziej odczuwają brak specjalistów?

Z pewnością branża kolejowa, gdzie właśnie trwa boom inwestycyjny. Cały czas braki dotyczą branży drogowej. Zagrożona jest też branża gazowa, w której przez długi czas na naszym rynku nie było dużych projektów. Teraz szykuje się boom. Z obawą patrzymy również na branżę elektroenergetyczną. Na północy Polski właśnie trwa budowa kilku ważnych linii energetycznych. W każdym z tych segmentów nie ma aż tylu specjalistów, by sprostali oczekiwaniom rynku.

Skąd ich brać?

Jedynym rozwiązaniem jest uatrakcyjnienie oferty oraz dostosowanie wymogów – tam, gdzie jest to oczywiście możliwe – do realiów dzisiejszego rynku pracy. Nie skłonimy kandydatów, żeby odpuścili część swoich oczekiwań. Inżynierowie mają pracę. Żaden z nich na brak zajęcia czy wysokość zarobków nie narzeka.

Co z poszukiwaniem inżynierów poza granicami kraju? Czy to jest sposób na załatanie dziury kadrowej wśród specjalistów?

Nie do końca. Wielu z nich nie ma odpowiednich uprawnień. Najlepiej widać to w branży budowlanej, gdzie kierownicy robót branżowych i projektanci prowadzący w poszczególnych specjalizacjach muszą mieć odpowiednie uprawnienia, odpowiednio budowlane i projektowe. Tylko po to, żeby podpisać dokumenty. To specyfika polskiego rynku. Kiedyś było głośno, że mają zniknąć takie wymogi. Tak się nie stało. Cudzoziemcy takich uprawnień nie mają. Nie wiem, czy jest możliwa nostryfikacja ich dyplomów. Nawet gdyby była, to czas na dopełnienie formalności byłby tak długi, że byłoby to nieopłacalne.

Ten czas daje się we znaki również w przypadku uprawnień dozorowych i eksploatacyjnych potrzebnych przy instalacjach. Cudzoziemcy mogą otrzymać je w Polsce szybciej, co nie znaczy, że wystarczająco szybko. Trzeba poczekać kilka tygodni. Kto ma w tym czasie pracować?

Nie bez znaczenia jest też bariera językowa. Bardzo często osoby ze Wschodu nie mówią na tyle dobrze po Polsku, by rozmawiać o niuansach technologicznych. Po angielsku nie mówią w ogóle.

Dużo mówi się ostatnio o powrotach Polaków z zagranicy, m.in. dobrze wykształconych inżynierów. Widzicie taki trend?

Może nie jest to skala, jakiej oczekują pracodawcy, ale rzeczywiście widzimy większe zainteresowanie powrotami. Dziś jest nam łatwiej takie osoby zrekrutować i zachęcić do powrotu do Polski, niż to było dwa-trzy lata temu. Decydują się na powrót, mimo że polskie zarobki nadal nie dorównują tym z Zachodu. Choć muszę tu dodać, że ich średnie oczekiwania nadal są nieco wyższe niż pracowników, którzy doświadczenie zdobywali tylko w kraju. Ale mają też dużo więcej plusów – znajomość języka na poziomie biegłym, dużo większe obycie z nowymi technologiami czy rozwiązaniami, jakie dopiero wchodzą na polski rynek.

Polski rynek pracy otwiera się na pracowników z Azji. Czy to dobry kierunek na szukanie inżynierów?

Najwięcej miałem do czynienia z mieszkańcami Indii. Sporo projektów robimy w branży energetycznej, a w tym kraju pracownicy mają w tym zakresie spore doświadczenie. Natomiast kłaniają się tu normy jakościowe czy prowadzenie projektów. U nas to przebiega nieco inaczej. Czy będą w stanie jakościowo odnaleźć się w Polsce? Nie wiem. Mam też wątpliwości, jeśli chodzi o porozumiewanie się. U nas język angielski nadal nie jest obligatoryjny na budowach.

Władze Opola wpadły na pomysł ściągnięcia do miasta specjalistów, którzy zasilą lokalny rynek pracy. Kuszą ich wynajmem mieszkań na preferencyjnych warunkach. Program „Mieszkanie dla specjalisty” sprawdzi się?

Ciekawe rozwiązanie. Bardziej może trafić do inżynierów ze szczebla niższego, którzy cały czas są na dorobku. Oni przede wszystkim patrzą na to, jak można polepszyć sobie jakość życia. Każda zmiana na plus, a tani czynsz jest jedną z nich, może przyciągać.

Branża budowlana to jedna z wielu, która ma problem z brakiem inżynierów. (fot. Shutterstock)
Branża budowlana to jedna z wielu, która ma problem z brakiem inżynierów. (fot. Shutterstock)

Czy polskie uczelnie mają szansę odpowiedzieć na potrzeby rynku?

Sądzę, że tak. Problem polega na tym, że jest to proces długotrwały. Kiedy policzymy pięć lat studiów, do tego kilka lat doskonalenia się i zdobywania niezbędnych certyfikatów i uprawnień, wyjdzie nam szmat czasu – jakieś 10 lat. Dziś nikt nie może czekać. Zwrócę uwagę, że mamy niż demograficzny. Więc nawet jeśli powalczymy, by większy odsetek studentów kończył studia inżynierskie, to czy to będzie wystarczające? Nie sądzę.

Czym przekonać inżynierów do zmiany pracy? Te trzy najważniejsze elementy to?

Na pierwszym miejscu wymienię wynagrodzenie. Dalej benefity, ale nie te standardowe jak ubezpieczenie zdrowotne czy karta na siłownię. Jeden z inżynierów pracujących na co dzień w Wielkiej Brytanii pytał się, czy firma, która jest zainteresowana ściągnięciem go do pracy, oferuje ubezpieczenie na wypadek... utraty pracy. Jego obecny pracodawca opłacał mu ubezpieczenie gwarantujące roczne odszkodowanie w wysokości jego 12 pensji. Na trzecim miejscu wymienię ciekawy i angażujący projekt. To, co kryje się pod tym określeniem, oczywiście jest kwestią mocno indywidualną.

Czytaj więcej: Boom inwestycyjny w Polsce? Prezes najlepszej strefy ekonomicznej w Europie jest o tym przekonany

Podobno inżynierowie idą w kierunku wolnych zawodów. Zakładają firmy, potencjalni pracodawcy wynajmują ich do wykonania danego zadania. Widzicie to u siebie?

Nie tylko widzimy, ale również rozwijamy. Roboczo nazywamy to „kontraktingiem”. Nasza agencja pośredniczy między kandydatem, który jest samozatrudniony, i klientem. Z jedną i drugą stroną podpisujemy umowę oraz wyznaczamy wynagrodzenie godzinowe. To forma zatrudnienia bardzo rozpowszechniona w Norwegii czy Wielkiej Brytanii. Być może jest to jakieś wyjście z kadrowego impasu. Nieco droższe, ale zawsze.

Pracodawca oszczędza w nim na kosztach administracyjnych czy kosztach związanych z nadgodzinami. Bo inżynier – w zależności od kształtu umowy – może być rozliczany z wykonanego zadania.

Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
PODOBAŁO SIĘ? PODZIEL SIĘ NA FACEBOOKU
Nie przegap najważniejszych wiadomościObserwuj nas w Google NewsObserwuj nas w Google News

Słowa kluczowe

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

KOMENTARZE (8)

Do artykułu: Grzegorz Lamot, Globetek: Rynek pracownika w budownictwie to mit
  • Marcin Kubicki 2018-08-25 11:02:46

    Co za bzdury. Dużej firmy nie stać żeby jednemu kierownikowi budowy zapłacić 15tyś zł brutto. Ja rozumiem że np murarzom których na budowie jest 20 może było by trudno zapłacić więcej ale jednej osobie która technicznie i prawnie odpowiada za budowę. Litości. Uważam, że taki kierownik na dużej budowie to 20tyś powinien zarabiać bez niczego.

  • WagON 2018-08-23 12:30:21

    Jak cena paliwa tak szybko poszła w górę to możliwe że tak samo szybko spadnie.

  • Wojciech K 2018-08-23 11:19:17

    to trump podwyzszyl nam ceny paliwa

  • Marcin 2018-08-23 11:05:45

    wzrost cen paliw jest tez przez to ze Trump zadecydowal o wyjściu USA z porozumienia nuklearnego z Iranem wiec przez jakis czas ceny paliw beda rosly. nic sie nie da zrobic.

  • mgr.inz. 2018-08-22 13:17:42

    to nie firmy są złe tylko to chore panstwo ktore urządza przetargi w ktorych stawka roboczogodziny to 16zł!! panstwo jest pierwszym oszustem. tylko w informatyce mozna zarobic godziwie

FORUM TYMCZASOWO NIEDOSTĘPNE
W związku z ciszą wyborczą dodawanie komentarzy zostało tymczasowo zablokowane.

Nie przegap żadnej nowości!

Subskrybuj newsletter PulsHR.pl